Znowu pojawia się ten niepokój. To przygnębiające uczucie pojawiające się z nieodczuwalnym bólem fizycznym, któremu jednak towarzyszy ciągle nasilający się ból psychiczny. Tysiące pytań nasuwa się teraz na myśl powodując, że moja głowa pęka. Okropnie boli, ale nic nie mogę zrobić aby się od tego uwolnić i poczuć choć odrobinę wytchnienia.
Czuję się obserwowana przez wszystkich. Dosłownie. Czuję na sobie wzrok miliona osób nie mających pojęcia kim jestem i co tutaj robię. Ci ludzie mnie nie obchodzą. Niech sobie patrzą i gadają. Mają kolejny temat na wieczorne pogaduszki i popołudniowe spotkania przy kawie.
Nie ma go. Nie ma go tutaj przy mnie. Jestem pewna, że to nie jest prawda. To po prostu fatalna pomyłka. Okrutny żart. Nagle zauważam go. Zachowuje się inaczej niż zwykle. Jest spokojny, a jego oczy są zamknięte. Odpoczywa. Tak, tak to najlepsze wyjaśnienie. Muszę go obudzić. Idę przed siebie. Ludzie zatrzymują mnie i odciągają od tego pomysłu.
- Zostawcie mnie- mówię równie spokojnie patrząc na pozę leżącego chłopaka.
W końcu jestem przy nim, blisko niego. Chwytam go za rękę, która leży na oparciu łóżka szpitalnego. Znajdujemy się w miejscu radości i smutku zarazem. Jest mi to obojętne. Ważne, że jestem z nim. Trochę tu zimno. Jego ręka jest chłodna niczym lód. Na twarzy chłopaka nie pojawia się żadna oznaka zbyt niskiej temperatury. Wciąż ten sam spokojny i obojętny wyraz twarzy. Ja uśmiecham się delikatnie patrząc dookoła siebie. Jednak nikt nie odwzajemnia tego uśmiechu. Okropna znieczulica.
W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się. To starsza, jasnowłosa kobieta.
-Patricio- powiedziała smutnym głosem.
Makijaż na jej twarzy był cały rozmazany. Najpierw pomyślałam, że to ze względu na pogodę panującą na zewnątrz. Jednak widząc zapłakane oczy kobiety stwierdzam, że to chyba nie wina pogody.
-Co się stało?- zapytałam zdezorientowana
- Tak bardzo mi przykro...
Odczułam zaniepokojenie o pojawiającą się panikę.
-Eddie...-odwróciłam się w stronę łóżka- Eddie obudź się. Słyszysz mnie? Otwórz oczy, proszę! Proszę... Eddie proszę!
Wszystko zrozumiałam. Nagle to do mnie dotarło.
- Eddie, nie... Eddie nie żyje?!
Popatrzyłam na matkę chłopaka, która wybuchła płaczem. Nie, nie to nie może być prawda! To niemożliwe... Nie, nie, nie...
Natychmiast zerwałam się z łóżka.
-Patricio, co się stało?- zapytał zmartwiony blondyn.
- Mój Boże... To tylko sen. Eddie, mam do Ciebie ogromną prośbę.
- Słucham uważnie- uśmiechnął się
- Albo nie już nic
- Nie, nie droga damo, mów co chciałaś powiedzieć
- Eddie, podejdź do mnie
Chłopak przybliżył się do mnie w taki sposób, że patrzyłam mu w oczy.
- Nigdy mnie nie opuszczaj...
- Ja...
- Zostań ze mną na zawsze, nie pozwól, żebym kiedykolwiek odeszła. Obiecaj mi to, proszę.
- Obiecuję Ci, że nigdy Cię nie opuszczę, przenigdy nie dopuszczę do tego, żebyś odeszła,
- Ja już pozwoliłam Ci kiedyś odejść i widzisz jak to się skończyło?
- Tak, wylądowaliśmy w łóżku- Eddie uśmiechnął się łobuzersko
- Eddie...
- Przepraszam- pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Zostań ze mną...
- Na zawsze- odpowiedział-Kocham Cię i zawszę będę- dodał po chwili
- Ja Ciebie też
W tym momencie zrozumiałam kim on dla mnie jest. To coś więcej niż opiekun, bratnia dusza, przyjaciel czy chłopak. To coś czego jeszcze nie potrafię pojąć.
Śliczny już myślałam ,że Eddie nie żyje .
OdpowiedzUsuńCudowne! <3 Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń